27 listopada 2010

film edukacyjny

Nie mogę się powstrzymać, żeby tego filmiku nie zamieścić. Nie wiem, czy się śmiać czy płakać...na razie wybieram to pierwsze. Trzeba przyswajać wiedzę i dziękować, za tę możliwość ;D a nowych wiadomości dużo, oj dużo....mój tekst na dziś to: 'jest to reakcja dwóch plemników po których powstaje jajeczkowanie, a następnie PRZERAŻA się w kształt dziecka' . Jako dorosła osoba czuję, że edukacja nie kończy się nigdy (nawet, jeśli po obronie mówiłam, że nigdy więcej nauki). 






zima

Przez kilka dni nie wychodziłam z domu, walcząc z gilem do kolan. Dziś wyszłam..na rysunek (z bólem serca, bo się nie chciało, ale jak trzeba to trzeba). Pożegnałam w środę Warszawę szaroburą i ponurą, przywitałam Warszawę bajkową i białą. Kontrast powalający....śnieg przykrył samochody, ulice, ludzi, psie kupy na Pradze, nierówne chodniki. Poczułam magię ;) Dziwne uczucie, po tylu miesiącach poczuć padający śnieg na twarzy. Jeśli jutro będzie tak...idę na spacer...z aparatem ;) Keep your fingers crossed!

Magiczny klimat godny jest magicznej piosenki....

21 listopada 2010

PROJEKT DIZAJN 2010


Wczorajszy wieczór spędziłam w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego na Świętojerskiej przy okazji wykładu połączonego z wystawą w ramach tegorocznego Projektu Dizajn. To trzecia taka impreza. W tym roku całość była poświęcona pracy, projektom i osobie Roberto Palomba, włoskiego projektanta.

Roberto mówił dużo (jak to Włosi), dużo gestykulował (jak to Włosi), wszystko odrobinę chaotyczne, ale z poczuciem humoru. W skrócie przedstawił swoje najbardziej charakterystyczne projekty, z których jest dumny. Opowiedział o swojej firmie, o pracowni, o pasji, jaką jest projektowanie.

Poza wykładem można było zobaczyć przedstawione na slajdach projekty (meble, oprawy oświetleniowe, ceramika łazienkowa).

Bardzo się cieszę, że udało mi się trafić na ta imprezę. Było bardzo dużo ludzi (bardzo wystylizowanych ;p), super organizacja. To, czego mi brakowało, a czego się spodziewałam, to informacji, wskazówek dla projektantów na temat procesu projektowego, dokładniejszego ukazania etapów powstawania przedmiotów...na pewno też więcej inspiracji. Z drugiej strony nie były to warsztaty, tylko prezentacja. Może nastawiałam się na zbyt dużo? ;P

Chyba mój faworyt wystawy- Lama Chaise Lounge - wielki plus za kolor

19 listopada 2010

domek na Śląsku

Nowoczesna architektura w tradycyjnym wydaniu? Jestem za ;D Nawiązanie do przeszłości (jeśli udane), według mnie, często nadaje charakteru i czaru. Dziś zobaczyłam na Bryle projekt domu jednorodzinnego ze Śląska o zdecydowanie tradycyjnej formie, ale w nowoczesnym wykonaniu i z kilkoma fajnymi elementami (świetliki idące przez elewacje i dach). Nie można nie docenić otoczenia…działka z takim widokiem to skarb! 

Nie mogłyśmy w pracy nie przyczepić się do jednego. Architekci kompletnie nie mieli pomysłu na teren. Słabo rozwiązane skarpy, praktycznie brak zagospodarowania terenu. Wykończenie nawierzchni to dramat ;P A wisienką na torcie jest mini tarasik/schodek, z którego schodzi się na pokryty kostka fragment nawierzchni, który jest…nie bójmy się tego słowa…nierówny ;D Z jednej strony tarasik łączy się na równi z nawierzchnią, w środku dziura, potem znowu płycej. A bardzo nie sądzę, żeby tym zabiegiem chciano podkreślić unikalną rzeźbę terenu ;) (zdj.2)

No nic…pomysł super, budynki świetne, reszta trochę kuleje. Podejrzewam, że absolutnym minimalizmem zagospodarowania terenu , chciano podkreślić widoki. Ja tego tak nie czytam. Ale sama taki dom ..bardzo chętnie. biorę dwa! ;P Bardzo fajna polska architektura!




















Źródło: BRYŁA

17 listopada 2010

go go Poland!

Polska doświadcza okresu renesansu....nowy czas napraw dróg, remontów, budów stadionów, euro 2012, prezydencja Polski w UE, stolice kultury....itd. Każde większe miasto odkurza co ma najciekawszego. Z tej okazji mamy przyjemność oglądać mnóstwo materiałów promocyjnych. Moim zdaniem jest na co popatrzeć.
Pierwszy filmik...niby wiem, że to Polska, ale tu to jakoś barwniej, ciekawiej, bardziej romantycznie, piękni ludzie, miłość, przyjaźń, wolność, idziesz na spacer, a tu łosie i sarenki, na ulicy spotkasz panią, która bez obaw podwiezie cię skuterem, roześmiane dzieciaki na około, równie radosne gołębie na krakowskim starym mieście. Cud miód i orzeszki. Pierwszy fragment o Warszawie....aż przyjemnie pomyśleć, że ja tu mieszkam, w tym magicznym mieście, gdzie impreza goni imprezę ;D Tak więc...Polska przedstawiona w najlepszym świetle z najlepszych, naprawdę zachęcająco. Fajnie. Piękne zdjęcia, super plenery, aura wakacji. Bardzo inspirująco...coraz bardziej nie mogę się doczekać na aparat Emela...może uda mi się nadać moim zdjęciom taki lekki klimat, jak na tym filmiku. Jakbym była obcokrajowcem bym się zakochała. Jako Polka, też odczuwam tę magię...może niedługo pojadę do Gdańska. Może nie będę skikać po plaży, ale polansuję się po Starym Mieście. Jednego nie mogę przeżyć...jestem dziewczyną z Warmii. Wiem, że Mazury Lakes to nie Warmia, ale blisko ;) Widziałam nie raz zające, lisy, sarenki. Raz nawet widziałam dzika. Ale łosia to jak żyję. I w dodatku tak spokojnie stojącego w obliczu ludzkiego spaceru.

Drugi filmik. Jestem zachwycona. Polska ma bogatą historię (oj bogatą jak cholera..wiem, uczyłam się jej na maturę ;p), naprawdę miałabym problem, żeby wybrać najważniejsze wydarzenia, które reprezentują, nie tylko politykę, ale tez kulturę i gospodarkę. A tutaj? Jest wszystko. Widać rozwój, nie tylko terytorialny, konflikty oczywiście, ale też rozwój wsi, miasta, widać drewniane sukiennice, powstanie uniwersytetu w Krakowie, rozbiory, Chopina, Mickiewicza (chyba), ułana z panienką, Piłsudskiego, obozy koncentracyjne, PRL, okrągły stół. Naprawdę udane dzieło. Moi znajomi zarzucają temu filmikowi, że skupia się tylko na wojnach..same wojny i wojny, nic więcej, ale..zastanówmy się...nic na to nie poradzimy, że historia Polski polega głównie na wojnach. Niespokojny i waleczny naród jesteśmy, a co! Jako fanka filmów animowanych uznaję, że bardzo mi się podoba! Autentycznie od samego początku wizja i fonia sprawiają, że mam gęsią skórkę. A to najlepszy papierek lakmusowy.

Mam nadzieje, że te wszystkie promocyjne akcje nie skończą się z 2012 rokiem (;/ chyba że będzie koniec świata, to skończą się chcąc nie chcąc). Mam nadzieję, że w związku z wielkim odkurzaniem kulturalno-turystycznym zadbają o perełki, zauważą to, co warte zainteresowania. Mam nadzieje, że dworzec centralny, w trakcie wielkiego mycia elewacji właśnie, nie zostanie zapuszczony od nowa. Mam nadzieję, że częściej będziemy czuć magię...i może uda się nawet zobaczyć łosia ;) Prawie jak na Alasce ;P



13 listopada 2010

Plac Grzybowski w deszczu

Czekałam na wczoraj od jakiegoś czasu. Planowałam na spokojnie i z aparatem pójść obejrzeć oddany Plac Grzybowski. Mam do niego stosunek osobisty ;) Nie projektowałam go wprawdzie, ale byłam świadkiem prac przy budowlanym i wykonawczym i znam go bardzo dobrze ;) W dodatku projektowała go między innymi moja bliska koleżanka...stąd moje zainteresowanie. Uzbrojona w aparat i parasolkę wybrałam się więc....co powiedzieć...super uczucie zobaczyć realizację czegoś, co przez tyle miesięcy widziało się tylko na papierze ;) Nie ma w Warszawie takiego miejsca...jest nowocześnie, ciekawie, dobre oświetlenie, fajna defa (przesuwane ławki...fajny detal). Nie mogę doczekać się wiosny. Dobrze będzie przejść się tam jak będzie ciepło, posiedzieć wieczorem, posłuchać szumu kaskady, poobserwować dzieciaki skaczące po kamieniach. W dodatku plac jest tak blisko wszystkiego...samo centrum...zawsze można zboczyć choćby na kilka minut, żeby tam pobyć. Zupełnie inna jakość przestrzeni!!!

Pożyczony aparat nie spełnił moich oczekiwań, pogoda zresztą też nie ;( A jeszcze nie mam aparatu szwagra. Jestem zmuszona wykorzystać zdjęcia z www.skyscrapercity.com. A i tak najlepsze co można zrobić to pójść na plac po prostu i zobaczyć na własne oczy.







Źródło: skyscrapercity


Eh...muszę się wziąć za pracę domową na rysunek. Wolałabym się zagrzebać pod kocem z 
filmem (wypożyczyłam ACROSS THE UNIVERSE i oglądam raz za razem!!!), ale...obowiązki wzywają, a nikt mi już zwolnienia nie napisze ;( (Usprawiedliwiam nieobecność Amy Lee na zajęciach z rysunku w dniu jutrzejszym z powodu nieodpartego lenistwa i niemocy twórczej ;P)

8 listopada 2010

pyszny początek tygodnia ...

Wieczór czekoladowy, pod znakiem babeczek. Poniedziałek sam w sobie jest tak paskudny, że usprawiedliwia wszelkie tego rodzaju ekscesy ;D W dodatku zasłużyłam na nagrodę...dziś zatrzymałam się przy warzywniaku w drodze z pracy i wróciłam do domu z 3ma siatami warzyw i owoców. A to wszystko spowodowane wyrzutami sumienia, że źle się odżywiam. Muszę teraz znaleźć do tego wszystkiego odpowiednie zastosowanie.

A na razie mafiny....jak zawsze bardzo mocno czekoladowe, lekko migdałowe. Absolutnie nie do odparcia i powstrzymania. Mają tak cudowną cechę, że jakkolwiek dużo by ich nie było - zawsze znikną.

Mafiny czekoladowo-czekoladowe z czekoladą

2 jogurty naturalne
2 szklanki mąki
1 szklanka cukru
2 jajka
4 solidne łyżki kakao naturalnego
2 czekolady (mleczne/deserowe)
pół masła albo jedno małe
pół buteleczki aromatu migdałowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody oczyszczonej
 
Do jednej miski wrzucamy jogurt, jajka (bez skorupek;p), olejek migdałowy i ostudzone roztopione masło. Porządnie mieszamy trzepaczką. W drugiej misce mieszamy dobrze mąkę, proszek, sodę, cukier i kakao. Łączymy z 'mokrą' miską i dokładnie mieszamy. Potem dodajemy pokrojoną w kostkę jedną czekoladę i znowu mieszamy. 

Foremki do mafinów wykładamy papierowymi papilotkami. Do płytkich dołków wkładamy jedną solidną łyżkę ciasta, a do głębszych dołków dwie łyżki. Na wierzchu układamy małe kostki czekolady. Wkładamy do nagrzanego piekarnika (190 stopni) na 15 minut (to czas dla małych mafinów, dla dużych trochę więcej - trzeba obserwować. moja metoda jest taka, że jak przestaję widzieć buzujące bąbelki na wierzchu ciasta znaczy, że za chwilkę będą gotowe);) Powinno wyjść 12 dużych mafinów, albo 24 małe.Sprawdziłam - można wyjmować od razu - nie opadają!!!!

Gotowe.....bierzcie i jedzcie z tego wszyscy ;P



aparatka ;)

Strasznie się cieszę ;) Okazało się, że dostanę stary aparat Emela!!! Nareszcie będę mogła robić normalne zdjęcia bez potrzeby trwania o chlebie z dżemem z biedronki, w celu zbierania na swój własny! Instytucja szwagra to dobra rzecz ;)Nie mogę się doczekać..wielkie odliczanie..jeszcze....12 dni !!!

Wieczór zapowiada się czekoladowo!

7 listopada 2010

nic-nie-robienie

Dziś niedzielny wieczór pod znakiem siedzenia w domu...wśród zabiegania i stresu potrzebuję i wymagam spokojnego nic-nie-robienia. Warszawa skąpana w kapuśniaku (nie wiem skąd te kulinarne porównania), pałac kultury schowany we mgle od góry (nie miałam aparatu - nie zrobiłam zdjęcia...było czuć grozę;p)...tk maxx mnie głęboko rozczarował, w rossmanie nie mieli już parasolek (wszyscy kupują parasoli w rossmanie, cała warszawa z góry wygląda jak kolonia grzybów z parasolek z rossmana....jak może być, że juz ich nie ma???), współlokatorka nie miała czasu na wyjście na kawę....co tu robić? spieszyć do domu.

Wieczór pod zielonym kocem. Postanowiłam wspomnieć dzieciństwo. Czytam wspomnianą wcześniej "Cukiernię pod pierożkiem z wiśniami", którą wreszcie odebrałam na poczcie, piję kawę zbożową, która kojarzy mi się wyłącznie z przedszkolem (tylko w przedszkolu była...lepsza ;/) i jem jabłka suszone przez tatę. Jest miło i dobrze. Następnym razem nie pójdę na łatwiznę i zamiast kupić rozpuszczalną inkę poszukam takiej prawdziwej, którą się gotuje.


5 listopada 2010

zagram w statki..kto chętny?


Ratunkiem na widok za oknem jest ma wizja letniej zabawy! A wszystko dzięki urządzeniom na place zabaw. 


Odkryłam ten statek firmy SAFEPLAY w trakcie poszukiwań w pracy. Od razu zapałałam do niego namiętnością. Ale w marzeniach nie udostępniałam go dzieciom, tylko ustawiłam w ogrodzie (przy domu, którego nie mam ;P). Czy to nie byłby świetny pomysł na imprezę? Zabawa w marynarskim stylu, lampiony, świece, szanty (no dobra, może przesadziłam), ryba z grilla, rum z colą (kto powiedział, że ma być luksusowo?). Wszystko zakręcone wokół tego statku.
Poza tym granat, biel i paski są zawsze w modzie. Styl ala dziewczyna marynarza połączona z pin up girl również do mnie przemawia ;)

Ścieżka dźwiękowa:
1. Monika dziewczyna ratownika
2. Córka rybaka
3. Hiszpańskie dziewczyny
4. Morskie opowieści
5. Historia jednej znajomości (morza szum ptaków śpiew)
6. Wakacje z blondynką

Kto chętny? ;)

morska stylizacja powyżej autorstwa Tamary


4 listopada 2010

nie bez przyczyny


Wierzę w ciągi przyczynowo-skutkowe, szanse, które trzeba łapać, znaki i nie-przypadki. Nic nie dzieje się bez przyczyny…jestem tego wierną wyznawczynią. 

Kilka tygodni temu rozmawiając chaotycznie przez telefon z Tatą przy metrze centrum zatrzymałam się między wejściem na Kabaty a wejściem w kierunku Młocin i…znalazłam książkę. Leżała sobie na murku sama, a ponieważ stałam tak dobra chwilę (Tata lubi mówić) wiedziałam, że nikt się do niej nie poczuwa. Nie mogłam  odejść obojętnie – zabrałam ją ze sobą.
To była książka Paula Ardena „Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie”. Następnego dnia całą przeczytałam w metrze na odcinku metro ratusz – stokłosy. Książka jest pełna…bardzo inteligentnych, dowcipnych, złośliwych niekiedy, anegdot dotyczących pracy, cytatów znanych ludzi, ciętych uwag.  Autor wyraźnie rozprawia się ze stereotypowym myśleniem, schematami, lenistwem, brakiem odwagi itp. Inspiruje do działania.
Ta książka trafiła do mnie właśnie w chwili, kiedy zaczynam nowy etap, mam do podjęcia kilka decyzji – może to dziwnie zabrzmi, ale to nie mógł być przypadek ;) Na pewno trochę dzięki lekturze mam odrobinę więcej wiary w to, co robię, w słuszność decyzji i w to, że obrałam dobry kierunek.
Oczywiście przekazałam ją dalej – niech magia działa! 



W sobotę wracając taksówką z imprezy usiadłam po ciemku na…puszkę z gazem łzawiącym.  Komuś musiała wypaść. Nie zastanawiając się – zabrałam. Mam nadzieję, że mi się nie przyda….mieszkając na Pradze może lepiej mieć się na baczności ;) A zgodnie z wyznawana przeze mnie filozofią przyczyn i skutków – skoro puszka do mnie trafiła, to nie bez przyczyny! Od soboty na stałe mieszka w mojej kieszeni !