5 grudnia 2010

sens nonsensu

Od nowa odkrywam praskie lokale....niby te same, po sąsiedzku, ale jednak inne, lepsze...nie da sie ukryć...w pozbawionej dymu wersji podobają mi się bardziej ;)

Ostatnio wyszłam z domu w poszukiwaniu internetu, który u mnie niestety wykazuje się złośliwością, jak jest potrzebny to go nie ma;p .....we wszystkich kawiarniach i pubach, które lubię bardziej albo nie było internetu, albo była impreza tematyczna, pod tytułem zgraja kobiet przebierająca w jakimś rękodziele. Trafiłam do Sensu Nonsensu....bez przyjemności weszłam, bo kojarzył mi się z zadymionym, śmierdzącym pubem, który owszem, ma klimat, ale jak dla mnie był...mglisty ;P  Reforma mnie pozytywnie zaskoczyła...weszłam, usiadłam, internet działał, nie śmierdziało, widziałam wszystko wyraźnie ;)

Herbata zimowa pyszna, grzane wino też. Czekoladowe ciasto nie było najlepsze w mojej karierze, ale zniknęło z przyjemnością ;)  Bardzo fajna muzyka...od jazzu po T-love...dużo Norah Jones, co lubię. Ceny bardzo przystępne! Całość w klimacie starej Pragi.

Mam to szczęście, że mieszkam w zagłębiu klubowym i kawiarniano-pubowym...wybór duży. Jak na razie mam bardziej ulubione miejsca, ale nie moge powiedzieć, że do Sensu Nonsensu nigdy nie wrócę, bo na pewno jeszcze wpadnę. A dla tych, co lubią sie ukulturalniać, także podróżniczo, to super miejsce, bo przechodząc wieczorami zauważyłam mnóstwo pokazów filmów, zdjęć z podróży, dyskusji, itp.




































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz